wtorek, 12 sierpnia 2014

Second Smoke.

Cameron

- Zapraszam  w moje skromne progi. - machnąłem ręką w stronę drzwi wejściowych. Młody był w totalnym szoku.
- Ty tu mieszkasz, tak?  - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Na to wygląda.
- Jak ty to... skąd miałeś pieniądze?
- Kredycik i te sprawy. - zaśmiałem się - wejdź.
Otworzyłem bagażnik samochodu wyjmując jego torby. Nathan chwycił je i weszliśmy do środka.
- Choć... - pociągnąłem go za sobą w lewą stronę.. - tam masz kuchnię - zajrzeliśmy do dosyć dużego pomieszczenia z ogromną lodówką, szafkami po bokach i drewnianym stołem na środku. - tam masz łazienkę numer jeden. - wskazałem na  drzwi na przeciw kuchni. - tu masz salon - weszliśmy do pomieszczenia w ogromnymi białymi kanapami i 42 plazmowym telewizorem. - tam masz ogród - wskazałem na szklane drzwi - a u góry.. - weszliśmy po schodach, poprowadziłem go korytarzem do ostatnich drzwi. - tu jest twój pokój, mój jest kawałek dalej, potem masz jeszcze jedną łazienkę i pokój gier.
- Stary, masz pokój gier? - blondyn wytrzeszczył oczy.
- No - zaśmiałem się. - Dobra, rozgość się i odpocznij, bo na pewno jesteś zmęczony podróżą. W łazience masz ręczniki jakbyś chciał wziąć prysznic. Ja skoczę na zakupy, bo lodówka pusta, ok?
- Okej.

Chwilę potem byłem już w samochodzie. Podjechałem pod najbliższy market. Jeździłem wózkiem między półkami, wrzucając do środka różne produkty.
Będąc już przy kasie, przerzuciłem wszystko z wózka na taśmę. Gruba kasjerka zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów z kwaśną miną. Nie mam pojęcia o co jej chodziło.
- To będzie 54 dolary i 42 centy.. - zaskrzeczała od niechcenia.
- Poproszę 3 Marlboro Gold miękkie jeszcze. - dodałem, a ta wykrzywiła ten swój wielki ryj i podała mi paczki.
Zapłaciłem i wyszedłem ze sklepu. Nienawidzę takich ludzi. Wrzuciłem wszystko na tylne siedzenie, przysiadłem na masce mojego BMW. Wyjąłem z kieszeni moich dresów jedną paczkę papierosów i odpaliłem jednego. Rozejrzałem się dookoła, parking był praktycznie pusty, a słońce powoli zachodziło. Mój wzrok przykuło ciemne przejście między dwoma budynkami na drugiej stronie. Nagle wyszło z niej dwóch typów w kapturach. Jeden przekazał drugiemu paczkę którą schował pod bluzę. Ruszyli w różnych kierunkach. No tak, tutaj towar chodzi ostro. W zeszłym roku wyłapano 2K dilerów w Miami. Masakra.
Zgasiłem peta, wsiadłem do samochodu i wróciłem do domu. Powoli wszedłem do środka, Nathan chyba spał, bo było trochę cicho. W sumie nic dziwnego po takiej podróży. Zapaliłam halogeny w kuchni i postawiłem zakupy na blacie. Pochowałem produkty do szafek i skoczyłem wyrzucić śmieci, przy okazji wyjąłem zaległą pocztę. Wracając przejrzałem listy. Przeczytałem na jednym nazwę mojego banku. Kurwa. Wróciłem do środka, wyciągnąłem z barku whisky, nalałem pół szklanki i wypiłem jednym dyszkiem.


Chodziłem nerwowy w tę i z powrotem. Nie miałem pojęcia co mam teraz zrobić. Robiło mi się coraz bardziej gorąco, a pomieszczenie kuchni wydawało mi się coraz mniejsze. Od szafki do lodówki było dobre 2 metry, musiałem je pokonać ze sto razy, bo już czułem ból w łydkach. Przystałem przy zlewie, podpierając się rękoma o blat zwiesiłem głowę. Poczułem skutki alkoholu, zaczęło kręcić mi się w głowie.  Kątem oka spojrzałem na stół na którym leżał przed chwilą otwarty list. Z wnętrza gardła czułem, że wydobywa się ryk. Nie wytrzymałem i z wielkim wrzaskiem uderzyłem nogą o szafkę pod zlewem. Nawet nie poczułem bólu. Przywarłem do ściany i osunąłem się na dół siadając na płytkach. Sięgnąłem po ostanie piwo stojące nieopodal, jednym ruchem otworzyłem puszkę i zaciągnąłem cztery głębokie łyki.
- Cam? - w kuchni pojawił się Nath z wielkim WTF na twarzy.- Wszystko ok?
Nie odpowiedziałem. Zaciągnąłem kolejnego łyka i schowałem tylko twarz w drugiej dłoni. Blondyn powoli ruszył w kierunku stołu, zatrzymał się i chwycił papier w dłonie. Począł czytać. Wstałem, skończyłem piwo i wyrzuciłem puszkę.
- Nie wiem co teraz.. to już koniec. - załamałem ręce, wyszedłem z pomieszczenia.
- Stary, nie załamuj się. Coś wymyślimy...  - słyszałem za sobą.
Musiałem odreagować. Skoczyłem do pokoju, ściągnąłem koszulkę i spodnie. Przebrałem się w kąpielówki. Wyszedłem na ogród i wskoczyłem do chłodnego basenu. Zimna woda pobudziła moje zmysły. Wynurzyłem się i otarłem twarz ręką. Byłem wściekły na siebie. Dlaczego zamiast się wziąć do roboty to imprezowałem. Pogodziłem się z faktem, że zamieszkam na ulicy. Chyba, że zadzwonię do siostry, ale ona przez ostatnie 3 lata miała mnie w dupie. Pływałem wzdłuż basenu tak długo, aż dostałem skurczu łydki. Wyszedłem powoli z wody, owinąłem ręcznik wokół pasa i wróciłem do środka. Minąłem Nathana, oglądającego coś w telewizji.
- Choć, wyjdziemy gdzieś... Muszę odreagować, a myśleć zacznę jutro. - krzyknąłem do niego wchodząc po schodach.
- Tak będzie najlepiej. - odkrzyknął blondyn i także zaczął się zbierać.
Wskoczyłem w szare jeansy i jakiś ciemny t-shirt, założyłem buty, chwyciłem klucze i telefon. 10 minut później byliśmy już pod moim ulubionym klubem.
Impreza dopiero co się rozkręciła, usiedliśmy za barem, zamówiłem to co zwykle tylko razy 2 i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu.
- A tak w ogóle to podoba Ci się tutaj? - zwróciłem się do młodego.
- Jest genialnie, serio. Potrzebowałem odskoczni, czegoś innego...ei Cam. - nagle urwał. Spojrzałem na niego, a ten wpatrywał się w kartkę, która wisiała na półce gdzie stał alkohol.
- Co?
- " Szukamy młodych osób pełnoletnich do pracy za barem. Więcej informacji udzieli szef. Proszę pytać personel"  Co ty na to? - wskazał palcem na napis na niej.
- Że niby mam pracować tu?
- Nie kurw... przeczytałem to, bo nie mam co tutaj robić. Ogarnij się człowieku.
- No.. sam nie wiem. Wiesz co.. nie gadajmy o tym już, choć. - wstałem i ruszyłem w tłum.
Po chwili przykleiły się do nas jakieś laski i zaczęliśmy się po prostu bawić.
Brunetka zaczęła jeździć dłońmi po mojej klatce piersiowej, spojrzałem w jej puste oczy. W sumie, czemu nie. Przybliżyłem się do niej, a ta zjechała dłońmi na mój brzuch. Chwyciła moje dłonie i pociągnęła w dobrze znaną mi stronę. Nie wiedziałem w jaki sposób znaleźliśmy się w kuchni. Skąd w ogóle tam się wzięła kuchnia to ja nie wiem. Wlepiła się w moje usta, jeżdżąc dłońmi po moich ramionach. Chwyciłem ją za pośladki i posadziłem na blacie wyspy. Zjechałem do jej szyi, składając na niej miliony pocałunków. To było dziwne, bo nawet nie znałem jej imienia... Była za łatwa, ale skoro chciała, cóż.