wtorek, 12 sierpnia 2014

Second Smoke.

Cameron

- Zapraszam  w moje skromne progi. - machnąłem ręką w stronę drzwi wejściowych. Młody był w totalnym szoku.
- Ty tu mieszkasz, tak?  - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Na to wygląda.
- Jak ty to... skąd miałeś pieniądze?
- Kredycik i te sprawy. - zaśmiałem się - wejdź.
Otworzyłem bagażnik samochodu wyjmując jego torby. Nathan chwycił je i weszliśmy do środka.
- Choć... - pociągnąłem go za sobą w lewą stronę.. - tam masz kuchnię - zajrzeliśmy do dosyć dużego pomieszczenia z ogromną lodówką, szafkami po bokach i drewnianym stołem na środku. - tam masz łazienkę numer jeden. - wskazałem na  drzwi na przeciw kuchni. - tu masz salon - weszliśmy do pomieszczenia w ogromnymi białymi kanapami i 42 plazmowym telewizorem. - tam masz ogród - wskazałem na szklane drzwi - a u góry.. - weszliśmy po schodach, poprowadziłem go korytarzem do ostatnich drzwi. - tu jest twój pokój, mój jest kawałek dalej, potem masz jeszcze jedną łazienkę i pokój gier.
- Stary, masz pokój gier? - blondyn wytrzeszczył oczy.
- No - zaśmiałem się. - Dobra, rozgość się i odpocznij, bo na pewno jesteś zmęczony podróżą. W łazience masz ręczniki jakbyś chciał wziąć prysznic. Ja skoczę na zakupy, bo lodówka pusta, ok?
- Okej.

Chwilę potem byłem już w samochodzie. Podjechałem pod najbliższy market. Jeździłem wózkiem między półkami, wrzucając do środka różne produkty.
Będąc już przy kasie, przerzuciłem wszystko z wózka na taśmę. Gruba kasjerka zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów z kwaśną miną. Nie mam pojęcia o co jej chodziło.
- To będzie 54 dolary i 42 centy.. - zaskrzeczała od niechcenia.
- Poproszę 3 Marlboro Gold miękkie jeszcze. - dodałem, a ta wykrzywiła ten swój wielki ryj i podała mi paczki.
Zapłaciłem i wyszedłem ze sklepu. Nienawidzę takich ludzi. Wrzuciłem wszystko na tylne siedzenie, przysiadłem na masce mojego BMW. Wyjąłem z kieszeni moich dresów jedną paczkę papierosów i odpaliłem jednego. Rozejrzałem się dookoła, parking był praktycznie pusty, a słońce powoli zachodziło. Mój wzrok przykuło ciemne przejście między dwoma budynkami na drugiej stronie. Nagle wyszło z niej dwóch typów w kapturach. Jeden przekazał drugiemu paczkę którą schował pod bluzę. Ruszyli w różnych kierunkach. No tak, tutaj towar chodzi ostro. W zeszłym roku wyłapano 2K dilerów w Miami. Masakra.
Zgasiłem peta, wsiadłem do samochodu i wróciłem do domu. Powoli wszedłem do środka, Nathan chyba spał, bo było trochę cicho. W sumie nic dziwnego po takiej podróży. Zapaliłam halogeny w kuchni i postawiłem zakupy na blacie. Pochowałem produkty do szafek i skoczyłem wyrzucić śmieci, przy okazji wyjąłem zaległą pocztę. Wracając przejrzałem listy. Przeczytałem na jednym nazwę mojego banku. Kurwa. Wróciłem do środka, wyciągnąłem z barku whisky, nalałem pół szklanki i wypiłem jednym dyszkiem.


Chodziłem nerwowy w tę i z powrotem. Nie miałem pojęcia co mam teraz zrobić. Robiło mi się coraz bardziej gorąco, a pomieszczenie kuchni wydawało mi się coraz mniejsze. Od szafki do lodówki było dobre 2 metry, musiałem je pokonać ze sto razy, bo już czułem ból w łydkach. Przystałem przy zlewie, podpierając się rękoma o blat zwiesiłem głowę. Poczułem skutki alkoholu, zaczęło kręcić mi się w głowie.  Kątem oka spojrzałem na stół na którym leżał przed chwilą otwarty list. Z wnętrza gardła czułem, że wydobywa się ryk. Nie wytrzymałem i z wielkim wrzaskiem uderzyłem nogą o szafkę pod zlewem. Nawet nie poczułem bólu. Przywarłem do ściany i osunąłem się na dół siadając na płytkach. Sięgnąłem po ostanie piwo stojące nieopodal, jednym ruchem otworzyłem puszkę i zaciągnąłem cztery głębokie łyki.
- Cam? - w kuchni pojawił się Nath z wielkim WTF na twarzy.- Wszystko ok?
Nie odpowiedziałem. Zaciągnąłem kolejnego łyka i schowałem tylko twarz w drugiej dłoni. Blondyn powoli ruszył w kierunku stołu, zatrzymał się i chwycił papier w dłonie. Począł czytać. Wstałem, skończyłem piwo i wyrzuciłem puszkę.
- Nie wiem co teraz.. to już koniec. - załamałem ręce, wyszedłem z pomieszczenia.
- Stary, nie załamuj się. Coś wymyślimy...  - słyszałem za sobą.
Musiałem odreagować. Skoczyłem do pokoju, ściągnąłem koszulkę i spodnie. Przebrałem się w kąpielówki. Wyszedłem na ogród i wskoczyłem do chłodnego basenu. Zimna woda pobudziła moje zmysły. Wynurzyłem się i otarłem twarz ręką. Byłem wściekły na siebie. Dlaczego zamiast się wziąć do roboty to imprezowałem. Pogodziłem się z faktem, że zamieszkam na ulicy. Chyba, że zadzwonię do siostry, ale ona przez ostatnie 3 lata miała mnie w dupie. Pływałem wzdłuż basenu tak długo, aż dostałem skurczu łydki. Wyszedłem powoli z wody, owinąłem ręcznik wokół pasa i wróciłem do środka. Minąłem Nathana, oglądającego coś w telewizji.
- Choć, wyjdziemy gdzieś... Muszę odreagować, a myśleć zacznę jutro. - krzyknąłem do niego wchodząc po schodach.
- Tak będzie najlepiej. - odkrzyknął blondyn i także zaczął się zbierać.
Wskoczyłem w szare jeansy i jakiś ciemny t-shirt, założyłem buty, chwyciłem klucze i telefon. 10 minut później byliśmy już pod moim ulubionym klubem.
Impreza dopiero co się rozkręciła, usiedliśmy za barem, zamówiłem to co zwykle tylko razy 2 i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu.
- A tak w ogóle to podoba Ci się tutaj? - zwróciłem się do młodego.
- Jest genialnie, serio. Potrzebowałem odskoczni, czegoś innego...ei Cam. - nagle urwał. Spojrzałem na niego, a ten wpatrywał się w kartkę, która wisiała na półce gdzie stał alkohol.
- Co?
- " Szukamy młodych osób pełnoletnich do pracy za barem. Więcej informacji udzieli szef. Proszę pytać personel"  Co ty na to? - wskazał palcem na napis na niej.
- Że niby mam pracować tu?
- Nie kurw... przeczytałem to, bo nie mam co tutaj robić. Ogarnij się człowieku.
- No.. sam nie wiem. Wiesz co.. nie gadajmy o tym już, choć. - wstałem i ruszyłem w tłum.
Po chwili przykleiły się do nas jakieś laski i zaczęliśmy się po prostu bawić.
Brunetka zaczęła jeździć dłońmi po mojej klatce piersiowej, spojrzałem w jej puste oczy. W sumie, czemu nie. Przybliżyłem się do niej, a ta zjechała dłońmi na mój brzuch. Chwyciła moje dłonie i pociągnęła w dobrze znaną mi stronę. Nie wiedziałem w jaki sposób znaleźliśmy się w kuchni. Skąd w ogóle tam się wzięła kuchnia to ja nie wiem. Wlepiła się w moje usta, jeżdżąc dłońmi po moich ramionach. Chwyciłem ją za pośladki i posadziłem na blacie wyspy. Zjechałem do jej szyi, składając na niej miliony pocałunków. To było dziwne, bo nawet nie znałem jej imienia... Była za łatwa, ale skoro chciała, cóż.











wtorek, 8 lipca 2014

First Smoke

NATHAN


Czasami zastanawiasz się czy może być już gorzej i wtedy życie szykuje ci ''świetną'' niespodziankę. Okazuje się, że jednak może być. Ja już nie widziałem sensu w tym co robię.
Leżałem na łóżku i beznamiętnie patrzyłem w sufit. Usłyszałem ciche pukanie do drzwi.
- Może pojedziesz ze mną na stadion? - zapytał tata.
- Mogę jechać. - odpowiedziałem.
- Bądź gotowy za 10 minut. - dodał i zamknął drzwi.
Mój tata jest byłym żużlowcem i lokalnym bohaterem Unii Tarnów. Od 6 lat nie ścigał się na żużlowych owalach, ale dzielnie wspierał tarnowski klub.
Wiele osób upatrywało we mnie żużlowca, bo ''mam to we krwi''. Poszedłem do szkółki i wytrwałem tam rok. Wolałem już być kibicem niż zawodnikiem. Jazda w lewo nie przypadła mi do gustu. Za to swoje miejsce znalazłem w motocrossie. Świetnie sobie radziłem, ale do czasu...
Usłyszałem klakson Volvo. Sięgnąłem ręką po bluzę i wyszedłem z pokoju.
- Ty też jedziesz? - spytałem młodszą siostrę widząc, że ubiera adidasy.
- Jak co mecz. - odparła.
- Pewnie biegasz za tymi żużlowcami, a w szczególności za Vaculikiem. Robisz tylko wiochę.
- Ostatnio ciebie nikt nie przebije. - odgryzła się 16-latka i ruszyła do auta.
Nadia - Nathan 1:0.
***
Robiłem tylko za kierowcę. Bo niby do czego innego byłem im potrzebny? Z siostrą się kłóciłem, a tata nie wiem czy chciał się ze mną pokazywać. W końcu narozrabiałem...
- Wchodzisz do parku maszyn? - spytał tata.
- Pójdę na trybunę. Stamtąd lepiej mi się ogląda. - odparłem.
Minąłem przyjaciela mojego taty - Grega Hancocka. Podaliśmy sobie ręce na przywitanie. Greg od dawna znał się z moim tatą. Ten sam wiek, ten sam zawód, ta sama pasja. Znali się jak łyse konie. Herbie był moim ''ojcem chrzestnym''. Zna mnie od małego dzieciaka. Jest moim idolem, jak próbowałem swoich sił na żużlu, to wzorowałem się na nim.
Zająłem swoje miejsce na trybunie. Nie mogłem skupić się na meczu. Moje myśli krążyły tylko wokół problemów, które właśnie napotkałem. Miałem nadzieję, że zawody żużlowe będą odskocznią, ale nic z tego nie wyszło. Po meczu ruszyłem po auto i czekałem na tatę i siostrę. Nadia biegała gdzieś koło Vaculika. Niestety ojciec nie zauważał jej zachowań.
- Co jest, Nathan? Czemu jesteś taki zamyślony? - zagadał do mnie Hancock.
- Mam problemy... I szukam sposobu, by je rozwiązać
- Jakie problemy?
- Drużyna, sponsorzy, dziewczyna... To znaczy była już dziewczyna.
- Angelika cię zostawiła? - zdziwił się Herbie.
- Tak. Po 3 latach. - skrzywiłem się. - I weź tu ufaj kobiecie.
- Mi się udało to i tobie się uda. - poklepał mnie po ramieniu Amerykanin.
- Nie wiem co mam ze sobą zrobić.
Po dłuższym namyśle Greg się w końcu odezwał.
- Może wyjazd dobrze ci zrobi? Na przykład nad polskie morze.
- Możliwe. - odparłem.
Spojrzałem w kierunku siostry. Właśnie podbiegła do Vaculika.
- Ona zwariowała. - westchnąłem cicho.
- Spokojnie, Nadia nie jest nachalna. - zaśmiał się Herbie.
- Mam inne wrażenie. - westchnąłem. - Idą. - powiedziałem pokazując na ojca i siostrę.  - Trzymaj się Greg. - podałem rękę Herbiemu.
Amerykanin pożegnał się z nami. Ojciec powiedział, że to on będzie prowadził w drodze powrotnej.
- Vaculik nie twoja liga. - nie potrafiłem powstrzymać złośliwości w stosunku do mojej siostry.
- Zamknij się, ty nic nie wiesz. - warknęła.
Wracaliśmy do domu. Wiedziałem, że Nadia postanowi się odgryźć. Nie pomyliłem się.
- Tato?
- Tak, córuś? - odpowiedział tata.
- Czy Nathan nie jest czasem adoptowany? Bo on nie pasuje do nas.
- Pamiętaj, że to ja byłem pierwszy. - wyśmiałem ją.
- Co nie zmienia faktu, że mogłeś być adoptowany. Podobno dar do jazdy na żużlu jest dziedziczny, a ty tego nie masz. Nie wychodzi ci NIC.
- Odszczekaj to smarkulo! Uganiasz się tylko za żużlowcami!
- Dosyć! - wydarł się tata i zatrzymał się na poboczu. - Chcę dojechać w spokoju do domu, a wy mi tego nie ułatwiacie. Nathan, wysiadaj. Wracasz pieszo.
- Ale tato, to nie jest fair! - oburzyłem się.
- Masz rację. Nadia też wysiada. Ona idzie tym chodnikiem, a ty po przeciwległej stronie. Wypad z auta.
Kiedy wysiedliśmy, ojciec włączył się z powrotem do ruchu i odjechał.
Ten dzień robił się coraz bardziej dziwny. Szedłem chodnikiem i rozmyślałem. Nawet nie zauważyłem, że po 5 minutach stanęła przede mną zapłakana siostra.
- Jestem odporny na twoje sztuczki. - powiedziałem powoli.
- Wiem. - odpowiedziała. - Przepraszam.
Pierwszy raz od dawna moja młodsza siostra sama z siebie mnie przeprosiła. Stałem przez chwilę z otwartą buzią ze zdziwienia.
- Serio? - spytałem niedowierzając.
- Tak, przepraszam. Ostatnio stałam się bardziej nieznośna niż zwykle... Jednak ty też nie byłeś milutki.
- Masz rację. Ja również przepraszam. - skapitulowałem. - Jesteśmy niedaleko naszej ulubionej pizzerni. Masz ochotę się przejść? Na mój koszt.
- Nie mam przy sobie kasy, więc i tak pizza byłaby na twój koszt.
- Czemu mnie to nie dziwi? - zaśmiałem się cicho pod nosem.
Dotarliśmy do naszego ulubionego lokalu. Było dość pusto. Zajęliśmy miejsca w rogu sali i czekaliśmy na zamówienie.
- Co z tobą? - spytałem siostrę.
Nadia przeczesała palcami włosy i westchnęła. Potem zaczęła mi opowiadać. Wszystko ze szczegółami jak na spowiedzi. Wtedy zrozumiałem. Miała złamane serce. Jako starszy brat powinienem ją chronić. Nawaliłem i to nie pierwszy raz.
- Kto to? - spytałem.
- Ze szkółki...
Już nie musiała mówić dokładnie kto. Znałem chłopaka, bo znany był ze swoich wybryków. Ona tylko potwierdziła, że dobrze przypuszczam. Złapałem siostrę za rękę i posłałem jej pokrzepiający uśmiech.
- To czemu tak długo biegałaś za Martinem?
- Bo on wiedział dla kogo zostawiła ciebie Angelika.
Na dźwięk imienia poczułem jak się we mnie wszystko buzuje.
- I?
- Jakiś laluś, synalek jednego ze sponsorów. Dziany, elegancki, do pięt ci nie dorasta.
- Wow, czy to był komplement? - zaśmiałem się.
- Taka prawda. Ty dobrze wyglądasz z twarzy, jesteś dobrze zbudowany, a on... ma po prostu drogie ciuchy i furę. Długo męczyłam Martina o te informacje. Zabronił mi jednak do niej iść i skopać jej tyłek.
- I dobrze, jeszcze przez takie nic miałabyś kłopoty. - prychnąłem. - Wystarczy, że ja mam swoje.
Przed nami pojawiło się zamówienie. Od zawsze przy wspólnym jedzeniu pizzy z siostrą miewaliśmy dobre pomysły. Tym razem też tak było.
- Może wyjedź na jakiś czas? Skoro nie wiesz, czy nadal chcesz się ścigać, czy czerpiesz z tego przyjemność to już podejrzane.
- Tylko gdzie? - spytałem.
- Masz kumpli na całym świecie i się jeszcze zastanawiasz, gdzie chcesz jechać. - zaśmiała się Nadia.
Po zjedzonym posiłku ruszyliśmy do domu. Przywitała nas mama, która każdego z nas dokładnie obejrzała.
- Co ty robisz? - spytałem ją zdziwiony.
- Nie ma śladów walki. Wracacie spokojnie do domu. To jest dziwne. - wzruszyła ramionami.
- Wypadałoby telefony ode mnie odbierać. - powiedział tata.
- Padła mi komórka. - broniłem się.
- Ja mam wyciszony. Sorry. - uśmiechnęła się przepraszająco Nadia.
Udałem się do swojego pokoju. Najpierw wykonałem telefon do swojego szefa oznajmując, że zawieszam swoją karierę. Na początku panowała cisza. Potem mężczyzna zapytał, czy na pewno wiem, co robię. Gdy potwierdziłem, że tak, to wydarł się na mnie i oznajmił, że nie mam już czego szukać w jego drużynie.
Następnie zabrałem się za przeglądanie listy swoich kontaktów. U kolegów z dawnej drużyny byłem skreślony, czyli mogłem odchaczyć Bournemouth, Marsylię i Barcelonę. Zatrzymałem się, gdy dobrnąłem do litery C. Uśmiechnąłem się na widok imienia kumpla.
- W sumie to dzwonię. - odparłem i nacisnąłem słuchawkę.
Po trzech sygnałach ktoś odebrał. Najpierw usłyszałem dziwne mruknięcie, a dopiero potem głos.
- Halo? Jeśli to ty, Britney, to oddawaj klucze do mojej willi i klucze do mojego Merca... oraz mojego Merca.
- Cameron? - spytałem niepewnie.
- No ja, a kto pyta?
- Tu Nathan.
- Siemano, stary! - ożywił się Amerykanin. - Co u ciebie?
- Pamiętasz może jak kiedyś mnie zaprosiłeś do swojego raju?
- A co, przylatujesz?
- Mam takie plany. - odparłem.
- To wpadaj, brachu! Tylko pamiętaj: jak już odwiedzisz Miami, to już tak szybko nie uciekniesz z tego miasta. Daj znać, kiedy mam po ciebie wyjechać na lotnisko.
- OK, to trzymaj się.
A więc Miami! Byłem bardzo zadowolony z toku wydarzeń. Teraz musiałem jeszcze załatwić kilka spraw w Polsce.
***
Następnego dnia rano zawitałem na rodzinne śniadanie. W domu panowała cisza. Mama nerwowo mieszała coś na patelni, Nadia smarowała tosta nutellą, a tata czytał gazetę. Zająłem miejsce przy stole i sięgnąłem po bułkę. Ojciec rzucił mi gazetę pod nos.
- Czy możesz mi to wytłumaczyć?! - spytał nerwowo pokazując na artykuł.
Brukowce szybko dostają nowe informacje. Wczoraj wieczorem wywalono mnie z drużyny, a dzisiaj rano był artykuł.
- Co tu tłumaczyć? To prawda.
Tata uderzył ręką o stół i wstał. Mama wyłączyła gaz i nerwowo trzymała się zlewu. Nadia nadal spokojnie jadła.
- Jak to niby jest prawda?! - wydarł się.
- Normalnie. Zawiesiłem karierę.
Matka złapała delikatnie ojca za ramię. On zaś spojrzał na mnie wymownie.
- Narobiłeś sobie nowych problemów. Od rana dzwonią do mnie sponsorzy i rezygnują z ciebie! Czemu tak łatwo się poddajesz, czemu?! - krzyczał na cały dom.
- Nie poddaję się! - również podniosłem głos. - Nie mam już 5 lat, tato, tylko 20! Jestem dorosłym człowiekiem i umiem myśleć!
Ojciec usiadł przy stole i milczał. Przez całe śniadanie nie odzywał się słowem. W powietrzu wisiała kolejna kłótnia. Nadia nie wytrzymała pierwsza tego napięcia.
- I to niby ja przechodzę okres buntu! - obruszyła się. - Patrz na siebie, tato.
Ojciec miał zamiar już coś odpowiedzieć, gdy mu przerwała.
- Tato, pamiętasz jak parę lat temu traciłeś frajdę ze ścigania? Zastanawiałeś się, czy to ma jeszcze sens. Nathan jest w tej samej sytuacji. I powiedz mi, co wtedy zrobiłeś? Na miesiąc wyjechaliśmy do Australii. Na całą przerwę świąteczną i ferie. I potem jeszcze dwa sezony jeździłeś. I jeździłbyś dalej, gdyby nie kolana. Nathan nie wie co ma ze sobą zrobić. Dlatego zdecydował się na przerwę. Zrozum go, tato.
Ojciec westchnął cicho. Mama posłała nam uśmiech.
- To dokąd lecisz? - zaśmiał się tata.
- Do Miami. - odparłem.
Znowu cisza.
- Jak to lecisz do Miami? - tym razem mama się zdziwiła.
- Normalnie. Nie wiem na jak długo. Po prostu potrzebuję zmian, zrozumcie mnie. Chodź, Nadia. Odwiozę cię do szkoły.
***
Po południu byłem już w Jaskółczym Gnieźnie na treningu juniorów. Przed pójściem na stadion kupiłem 0,7. Wiedziałem kogo tam spotkam, dlatego musiałem być przygotowany.
Najpierw załatwiłem sprawę Nadii. Następnie przy wyjściu z parku maszyn spotkałem ją. Angelika kleiła się do jakiegoś kolesia. Właśnie rozmawiali z Kacprem Gomólskim. Zamarli, gdy mnie zobaczyli. Podszedłem do tego kolesia. Wyglądał na przerażonego.
- Dzięki stary. - podałem mu rękę.
On niepewnie ją uścisnął.
- Ale za co? - spytał piskliwym głosem.
Naprawdę dużo mnie kosztowało, żeby się nie zacząć śmiać.
- Za to, że ona jest teraz twoja. - wskazałem na oburzoną Angelikę. - Masz. - wręczyłem mu butelkę. - Kiedy już wyssie z ciebie całą energię to wypij ją. Oczyszcza. - powiedziałem. - Narazie, kotku. - posłałem całusa blondynce i zaśmiałem się.
Ubrałem okulary przeciwsłoneczne i dumnym krokiem opuściłem park maszyn. Zakończyłem jeden rozdział. Czas zacząć nowy.
***
Nie lubiłem pożegnań, dlatego nie zgodziłem się, żeby moja rodzina udała się ze mną na lotnisko.
Siedziałem w Katowicach i rozmyślałem. Ostatnio dość często to robiłem.
Potem wyczytali mój lot do Amsterdamu.
- Miami nadchodzę. - uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem.
***
Wylądowałem w Miami! Miałem już dość podróżowania. Było strasznie gorąco. Rozglądałem się za Camem. W końcu ukazała mi się znajoma sylwetka chłopaka w ciemnych okularach.
- Siemasz, stary! - poklepał mnie po ramieniu. - Witamy w Miami.
- Dzięki. Prowadź! - zawołałem, na co obaj się zaśmialiśmy.
Cameron doprowadził mnie do swojego smukłego czarnego BMW. Z niemałym podziwem oglądałem auto.
- Widzę, że nieźle się wozisz.
- Tutaj bez dobrego samochodu to jak bez powietrza - nie istniejesz.
Wsiedliśmy do auta i gwałtownie ruszyliśmy . Założyłem okulary przeciwsłoneczne. Słońce mocno świeciło i w dodatku ten upał. Marzyłem jedynie o zimnym prysznicu.
- Co cię tutaj sprowadza ? - spytał Cam.
- Problemy ze sportem i z byłą już dziewczyną. - westchnąłem.
- To była cały czas ta sama? - spytał zdziwiony. - No brawo. Stary, wytrzymałeś z nią chyba ze 3 lata.
- Tak, ale na szczęście to już przeszłość.
Zatrzymaliśmy się na światłach. Przez pasy przechodziły skąpo ubrane dziewczyny. Przyjrzeliśmy się im dokładnie, wypatrując samych walorów.
- Chyba już polubiłem Miami. - odparłem, na co zaśmiał się kumpel.
- Przyzwyczajaj się, bo jesteś tu lubianym sportowcem.
- Serio? - zdziwiłem się.
- Tak. Słyszałem o takiej ankiecie. 100% ankietowanych kobiet powiedziało, że im się podobasz. Z tego 90% chętnie się z tobą umówi, a z tego 75% jeszcze chętnie się z tobą prześpi. - na dźwięk ostatnich słów mnie wmurowało.
- Co? - wybałuszyłem oczy. - Skąd ty takie dane masz?
- Ptaszki ćwierkają. - uśmiechnął się Cameron.
- A jak w twoim wypadku wychodzi taka ankieta?
- U mnie więcej tych trzecich niż randek. Nie jestem typem romantyka, jak szkoda. - odparł. - Ale w dalekiej przyszłości planuję się ustatkować, żeby ktokolwiek mógł mi podać szklankę wody na łoży śmierci.
- A ty nie słyszałeś o tym kawale, że taki koleś zrobił to o czym mówisz, a na łożu śmierci nie chciało mu się pić? - zaśmiałem się.
- Wiesz co? Właśnie zniszczyłeś we mnie ostatki przyzwoitości.
- Sorry?
- Nie, dzięki, stary. - zaśmiał się Cam. - Dojeżdżamy do mojego domu.
Gdy minęliśmy bramę i podjechaliśmy pod dom, oniemiałem z wrażenia. To co zobaczyłem przeszło wszystkie moje oczekiwania.

______________________________________________________________________

Czekamy na opinie!
Yin&Yang

Bohaterowie


 
 
 
 
 




Nathan Polak - 20 letni chłopak, który ściga się na crossie, pogubił się trochę, co postanawia szybko zmienić. Lubi żużel, kocha motocross i koszykówkę. Lubi się bawić, ale nie cierpi łatwych dziewczyn.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
          
 
 
 Cameron Jankowsky  - 22 letni chłopak, jego pasją jest sport, jeździ na motocrossie, stara się wykorzystać każdą wolną chwilę. Kręcą go imprezy, melanże i alkohol. Nie szuka dziewczyny na stałe, bo twierdzi, że to jest nudne. Korzysta z młodości ile się tylko da. Ma korzenie polskie, ale na stałe mieszka w USA.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
ZAPRASZAMY DO CZYTANIA ; )


Yin&Yang